Od kilku lat zdarzało mi się brać udział w wypałach „Raku”, ba nawet samotnie takie wykonywać. Byłam przekonana, że mogę się pochwalić autorstwem naczyń Raku. Do zgłębienia tematu skłonił mnie dopiero pewien wpis na blogu Ceramiczny pisanym przez Andrzeja Mędrka (gdzie zaglądam regularnie w celu obejrzenia cudnej Andrzejowej ceramiki).
Wydawało mi się, że wiem czym to wspaniałe Raku jest. Wyciąganiem ceramiki z gorącego pieca i poddawaniem jej redukcji w beczce z trocinami. Lub w drugiej wersji – wlewaniem do zamkniętego pieca łatwopalnej substancji (np. ropy). W moim pojęciu jego istotą była właśnie redukcja, czyli taki sposób wypału ceramiki, w którym sposób pozbawiamy glinę i / lub szkliwa zawartego w nich tlenu. Miałam rację – wydawało mi się.
Wiedziałam, że japońskie słowo RAKU 楽 oznacza radość (lub łatwość) oraz, że tradycja ta pochodzi z Japonii. Internetowe dochodzenie wykazało, że pierwszym Raku były herbaciane czarki wykonywane przez ceramika Chōjirō dla swojego przyjaciela, herbacianego mistrza Sen Rikyu. Rzecz działa się w XVI wieku w Kioto. Syn Chōjirō otrzymał od Szoguna pieczęć 楽 i tym samym zapoczątkował dynastę (rodzinę) Raku, która przetrwała do dziś i nadal zajmuje się tworzeniem ceramiki według tradycyjnych receptur.
Japońska czarka Raku, XVIII-XIX w.
Tradycyjna japońska ceramika Raku zakładała takie warunki: ręczne formowanie kształtu, niskie temperatury wypału (powodujące porowatość naczynia), pozostawienie nieszkliwionych czerepów lub użycie szkliw ołowiowych oraz wyjmowanie gorących przedmiotów z pieca za pomocą szczypców. Oznacza to, że prawdziwa ceramika Raku wcale nie jest poddawana procesowi redukcji. Naczynia po wyjęciu z pieca są wkładane bezpośrednio do wody lub pozostawiane na wolnym powietrzu (na trawie!). Jak się okazuje, redukowanie za pomocą beczki z trocinami to najwyraźniej wynalazek zachodni, mający na celu urozmaicić i uefektownić technikę. Japończycy, miłośnicy prostoty dawali sobie radę bez efektów.
Jedno jest pewne. Nawet jeżeli wg. purystów nasz sposób tworzenia i wypalania ceramiki nie zasługuje na zaszczytne miano Raku to i tak daje nam wiele radości!
Gazowy piec ceramiczny otwarty w czasie wypału
Naczynie ceramiczne wrzucane do beczki z trocinami
Jeżeli coś przekręciłam lub opacznie zrozumiałam, to bardzo poproszę znawców tematu o poprawienie mnie.
//edit
Uzupełniam w oparciu o esej podlinkowany w komentarzach przez Andrzeja. Okazuje się, że Raku, które uprawiamy w Polsce to amerykańskie Raku. Amerykańscy ceramicy urozmaicili tradycyjna japońską technikę, wprowadzając m. in. redukcję, miedziowe szkliwa (dające efekt lustru po wyciągnięciu z pieca i ochłodzeniu w wodzie), ciemne krakle powodowane przez dym z trocin oraz inne formy naczyń niż tylko czarki herbaciane. Kto by pomyślał, że kwitnąca ostatnimi laty w Polsce tradycja ceramiczna ma tak silne korzenie amerykańskie.
Polecam przeczytanie całego, bardzo ciekawego artykułu. Autor tłumaczy jak to się stało, że do amerykańskiej techniki przylgnęła nazwa Raku. Opowiada też historię spotkania, na którym Japończycy z Amerykanami rozmawiali o tym, kto ma prawo nazywać swoją ceramikę terminem Raku. Członek rodziny Raku tak rzekł do swoich rozmówców: „Róbcie tak jak ja. Nazywajcie ją swoimi nazwiskami. Nazywajcie ją ceramiką Hamada, ceramiką Hirsz, ceramiką Soldner”.
Czyli to co ja wytwarzam, to nie jest ceramika Raku, to jest ceramika Karamuz. Może być 😉
Piękny post. Trochę się zarumieniłem z powodu nadmiaru komplementów 🙂
Jedyne co mogę dodać, to link do eseju zmarłego niedawno Paula Soldnera, który jest uważany za jednego z ojcow tzw. American Style Raku : http://www.paulsoldner.com/essays/American_Raku.html
Pozdrawiam.
Super artykuł, dzięki za link! To wyjaśnia wszystko – Amerykanie zobaczyli japońskie cuda, spróbowali sami, urozmaicili i wyszła nowa ciekawa technika z rozmytymi nieco elementami tradycji. Nazwa japońska przyplątała się trochę przez pomyłkę a potem rozpowszechniła się na całym świecie. Bardzo to prawdzie.
Komplementy absolutnie szczere. Mam ostatnio fazę na miski a oglądanie Twoich zwiększa mi motywację 😉
Miłego dnia życzę.Leże w szpitalu i tak zaglądam na Pani bloga,strasznie mi się tu podoba.Juz od jakiegoś czasu czerpie z niego inspiracje.Dziekuję.Grzegorz Sieczko
Jak najszybszego wyjścia ze szpitala Grzegorzu! Mi też oglądanie ceramiki poprawia humor we wszelkich okolicznościach życiowych. Wszystkiego dobrego i dzięki za miłe słowa.
Bardzo ciekawy wpis, nie wiedziałam o amerykańskim wątku. Zapraszam na stronę naszego bloga – pasjonaci ceramiki z Kielc.
Tak wygląda wypał Raku u nas 😉
http://ceramikanovakielce.wordpress.com/2012/06/26/wypaly-raku/?postpost=v2
Dzień dobry. Dzisiaj do naszej Kuźni Talentów trafił piec gazowy do wypalania ceramiki. Od długiego już czasu chodziła za mną myśl, żeby w Mirowie bawić się ceramiką. Nie mam pojęcia od czego zacząć dlatego zaczęłam czytać i szukać. Już teraz wiem, że nasz piec jest niekompletny, ale brakuje niewielu elementów jak palnik czy termopara. to co przeczytałam napawa mnie optymizmem, że damy radę, a co za tym idzie praca z gliną wciąga to i daje ogromną satysfakcję, a oto chodzi.