Nazywam się Justyna Karamuz. Przez wiele lat pracowałam w branży nowych technologii, moją specjalnością było projektowanie stron i aplikacji internetowych, odpowiadałam za UX i produkt. W tym czasie robienie ceramiki było moim hobby, odskocznią i rozrywką. Kiedy zdecydowałam, że będę rozkręcać własne przedsiębiorstwo, dotarło do mnie, że chcę połączyć te dwie specjalności i zająć się robieniem z gliny funkcjonalnych i użytecznych przedmiotów codziennego użytku. Wiele osób do tej pory uważa ten pomysł za szalony.
Minęło pół roku takiej pracy i widzę wiele analogii między robieniem projektów w korporacji a rozwijaniem własnej działalności oraz robieniem rzeczy z gliny. Teraz przechodzę do kolejnego etapu, udało mi się w końcu wynająć lokal na pracownię, liczę na to, że za chwilę będę mogła ruszyć z produkcją. Wykorzystuję ten moment, żeby wyjąć z notes, spisać najważniejsze obserwacje i wyciągnąć wnioski. I podzielić się nimi ze światem. Takie rzeczy sobie notowałam w trakcie ostatniego półrocza, teraz rozwijam temat na potrzeby tego wpisu.
Krótka lista powinna mieć jedną pozycję
Nigdy nie zrobisz wszystkiego, co chcesz zrobić, bo zawsze chcesz za dużo. Musisz wybierać, a potem, z tego co zostało wybrane, jeszcze raz wybierać. I robić jedną rzecz na raz, kurza twarz! Pracę nad swoją “firmą ceramiczną” zaczęłam od zrobienia listy projektów, nad którymi chcę pracować. Usiadłam, pomyślałam i po chwili miałam listę dziesięciu pomysłów — super fajnych rzeczy, z których część chodziła mi po głowie od jakiegoś czas, a część właśnie wymyśliłam (wszyscy już to wiedzą, pomysły są tanie). Nazwałam to nawet “shortlista”. He, he. Dwa pomysły szybko skreśliłam. Do sześciu zrobiłam bardzo szybkie prototypy. Dwa chwilowo odłożyłam. Do tej pory szło nieźle. Z sześciu prototypów wybrałam trzy rzeczy, nad którymi chciałam pracować: dwie lampy i solniczkę. W ceramice często trzeba czekać (aż glina wyschnie, aż się coś wypali, aż formy się wysuszą), więc uznałam, że super będzie, jeśli będę robiła je na zmianę. A trzy projekty to tak mało! Trochę czasu zmarnowałam zanim uznałam, że pomysł na solniczkę jest bez sensu. Zostałam z dwoma lampami, każda z nich bardzo fajna i dość trudna. Włożyłam w nie dużo pracy, ale do tej pory obie lampy doczekały się tylko prototypów. Nie sprzedałam żadnej i każdy z tych projektów jest w zawieszeniu. Co się stało? Przerosła mnie ich złożoność (o tym niżej), ale też fakt, że robiłam dwie na raz. Na szczęście w momencie skrajnej frustracji zmieniłam podejście i zajęłam się innym z tych dziesięciu projektów. Teraz pracuję tylko nad jednym i to jest super. Czytaj dalej, to dowiesz się, co to takiego.Prototypuj kiedy tylko możesz (a zawsze możesz)
Prototypowanie jest super, pracując z plastyczną gliną można łatwo niego korzystać. Prototypy bardzo dużo dają, pozwalają wyobrazić sobie przedmiot w trójwymiarze. Pracę nad nowym projektem zaczynam od szkicowego rysunku, w kolejnym kroku robię pierwszy prototyp. Jak zwykle kluczową wartością jest czas. Dzięki prototypowaniu można go zyskać, ale też stracić. Dość szybko uświadomiłam sobie boleśnie, że tylko dwa rodzaje prototypów się sprawdzają:- Szybkie, tanie i wyrzucane do kosza. Zrobienie ich nie może zajmować zbyt dużo czasu (dla mnie więcej niż 20 minut to już za długo). Nie mają być używane, nie są produktem. Mogą być w zmniejszonej skali (przy dużych przedmiotach nawet powinny). Po zrobieniu i przemyśleniu można je wyrzucić, ale warto wcześniej zrobić im zdjęcia.
- Pracujące prototypy, czyli wczesne wersje produktu. Muszą działać. Muszą działać dobrze, czyli realizować tę samą potrzebę, co docelowy produkt. Mogą być gorzej wykończone, ale nie powinny być obrzydliwe.
Nie zaczynaj od ambitnych projektów
Ambitne czyli złożone, bardzo nietypowe lub trudne do wyprodukowania. Pułapki, bo łatwo je zacząć i nie skończyć, albo skończyć i dowiedzieć się, że nikt ich nie chce. Skoro rzuciłam pracę jako UX designer, to przecież nie będę robić z gliny miseczek. Będę robić lampy modułowe. Skalowalne. Można zrobić małe wersje do zwykłych mieszkań i wielkie, nadające się do restauracji, sal koncertowych i kościołów (a co). To jest jeden z tych projektów, których nie skończyłam. Nie mówię, że nie ma potencjału, myślę, że go kiedyś dokończę. Ale nie był dobry na początek. W którymś momencie uświadomiłam sobie, że jedną z głównych przyczyn wybrania tej lampy do realizacji, była moja chęć udowodnienia Wam czegoś. Że ceramika to nie jakieś tam pitu pitu. Poważne projektowanie. Wiedziałam wcześniej, że to tak jest z przekombinowanymi projektami. Spotykałam ich wiele w swojej karierze. To co sobie dosadnie uświadomiłam, to fakt, że głównym powodem ich powszechności są kompleksy i ambicje. I to, że mnie to też dotyczy. A mogłam zacząć od kubeczków z napisami i o wiele wcześniej zarabiać kasę na rozwój, ech.Szukaj warunków do skupienia
Cisza, skupienie i rytm są bardzo ważne, może nawet ważniejsze niż kreatywna atmosfera i okazje do skonfrontowania się z opiniami innych. Bez skupienia nie da się (ja nie umiem) zrobić dużo i konstruktywnie. Nie powstanie produkt, dzieło sztuki, dobry biznesplan ani nawet kampania marketingowa. Myślałam, że po odejściu z dużej i pełnej ludzi firmy najbardziej będzie mi brakowało tego, że zawsze mogę swoje pomysły z kimś obgadać. Okazuje się, że nie. Przez te kilka miesięcy większość czasu spędzałam w pracowni ceramicznej, do której przychodzi dużo fajnych ludzi. Nie było też najmniejszego problemu, z tym, żeby się spotykać z innymi osobami i opowiedzieć im o moich pomysłach (skoro nie pracuję na etat, to na pewno mam czas się spotykać, prawda?). Bardzo to doceniam, ale moim największym, wstydliwym problemem okazała się tęsknota za samotnością. Ze zdziwieniem zorientowałam się, że z pracy w dużej firmie najbardziej brakuje mi ciszy i spokoju jaki miałam przy swoim komputerze w ołpenspejsie (tak, tak), z okresu, gdy siedziałam z programistami. Teraz strasznie się cieszę, bo znalazłam miejsce na pracownię, i obiecuję sobie, że przynajmniej czasami będę tam sama, będę mogła skupić się na pracy i wejść w rytm produkowania. Oczywiście bodźce też są ważne. Ich brak powoduje marazm i zgnuśnienie. Ludzi do pogadania zawsze znajdę, jeśli będę tego potrzebować. A najlepsze i najbardziej przekładające się na skuteczność bodźce, to zamówienia od klientów i sukcesy konkurencji.Sukcesy są srebrem, porażki złotem
W ostatnich miesiącach odniosłam zaskakująco dużo porażek i niepowodzeń. Więcej niż kiedykolwiek w życiu (przynajmniej po szóstej klasie podstawówki). Wiem, że to brzmi jak coaching z fejsa dla ubogich, ale bardzo się z nich cieszę, bo nic innego nie dało mi tyle nauki i innych mentalnych korzyści. Główną wartością porażek jest to, że pomagają stwierdzić, czy jesteś na właściwym kursie. A to bardzo cenna wiedza. Ja mam tak, że jak idzie za łatwo, to jak w masełko wchodzę w coś, co nie do końca mi pasuje. Nie do końca ma sens. Lepiej by było to zostawić. Moment, kiedy się nie udaje i trzeba zacząć od początku powoduje, że muszę podjąć decyzję, czy zaczynam jeszcze raz. To bardzo ważny moment. Pisząc o porażkach, mam na myśli to, że faktycznie coś się nie udaje. Fakap w 100%. Trzeba zaczynać od nowa. Wniosek o dotację odrzucony, kandydatura do programu akceleracyjnego też, wymarzona pracownia sprzątnięta sprzed nosa, lampa rozbita. Głęboki wdech i decyzja, co z tym dalej. Ponadprzeciętna liczba porażek pomogła mi też uświadomić sobie, że jestem bardzo zadowolona ze swojej decyzji. Tej głównej, dotyczącej planów zawodowych. Wiem, że jestem szczęśliwa próbując rozkręcić biznes ceramiczny. Nie myślę, że może lepiej było robić karierę w UX, albo zakładać drugiego Facebooka. Miałam okazję, żeby to przemyśleć.Zrobić coś raz, to jak nie zrobić wcale
To jedna z ważniejszych lekcji. W większych firmach rzadko jedna osoba robi dwa razy to samo. Aplikacje czy serwisy internetowe to duże projekty. Każdy jest inny, rzadko są bardzo podobne. Zespoły rotują, wszyscy chcą świeżego podejścia. Poza tym, pracując dla kogoś, o wiele fajniej jest robić ciągle coś nowego, niż ciągle tą samą nudę, nie? Dopiero teraz, gdy robię swoje własne projekty ceramiczne, uświadamiam sobie, o ile więcej umiem i rozumiem za drugim, trzecim, dziesiątym razem. Niesłychany jest skok jakości przy kolejnych podejściach do tego samego tematu. Zależy mi bardzo, więc nie wybrzydzam, tylko do znudzenia powtarzam ten sam proces. Uwaga, ważne – na pewno istnieje coś takiego jak zmęczenie materiału i marazm wynikający ze zbyt długiego robienia tego samego. To ile razy warto podejść, zależy od specyfiki projektu. Żeby był postęp, musi Ci się chcieć. Przynajmniej na tyle, żeby się przyznać, że pierwsze podejście było do bani. I drugie też.Warto dawać wczesną wersję produktu użytkownikom (a jeszcze lepiej ją sprzedawać)
Zawsze wszystkich współpracowników przekonywałam, że warto szybko pokazywać światu nad czym się pracuje. Teraz uświadamiam sobie, że budowanie w ten sposób biznesu jest równie mi bliskie, co namawianie do takiego podejścia w korporacji. Od jakiegoś czasu pracuję w ten sposób nad tym jedynym produktem, który wybrałam na teraz. Działam tak, żeby wszystko co wyprodukuję jak najszybciej szło w świat. Na początku produkt był bardzo testowy, ja potrzebowałam feedbacku, więc cena była bardzo niska. Teraz z każdą serią nieco rośnie, ale ciągle jest sporo niższa od założonej przeze mnie ceny docelowej. Zebrałam mnóstwo bardzo wartościowych uwag od pierwszych użytkowników-klientów. Dużą część uwzględniłam, niektóre świadomie odrzuciłam (nie, dzbanek nie będzie miał uszka, wiem dlaczego), ale z wszystkich dużo się dowiedziałam. Mimo, że do niedawna wszyscy klienci, to byli bliżsi lub dalsi znajomi, tylko kilka osób, w nadzwyczajnych okolicznościach, dostało zestaw w prezencie Dlaczego uważam, że to bardzo ważne, że te pierwsze produkty sprzedawać, a nie rozdawać? . W grupie osób, które kupiły ode mnie Slowpresso, był o wiele większy odsetek takich, które podzieliły się ze mną uwagami (napisały opinie, zgłosiły wnioski racjonalizatorskie), niż w grupie obdarowanych. Dlaczego warto puszczać wczesną wersję w świat?- przekonujesz się, że pomysł się podoba i komuś zmienia życie, dostajesz ogromny zastrzyk energii (albo nic takiego się nie dzieje i ta informacja też jest cenna)
- dowiadujesz się, jak ludzie używają twojego produktu, czego nie rozumieją, jakie mają problemy
- dostajesz motywację, żeby szybko robić kolejne iteracje, bo jest zbyt i oczekiwania użytkowników
- uświadamiasz sobie, co musisz zmienić, ale też, czego zmieniać nie będziesz, mimo sugestii odbiorców
- zarabiasz jakieś pieniądze. może małe, ale jakieś. To motywuje się do pracy nad produktem zamiast robienia fuch na boku.
Świetny artykuł. Znam wiele z tych sytuacji z własnego biznesu. A tak z ciekawości: dlaczego dzbanek nie ma ucha?
Super! Gratuluję i życzę dalszych sukcesów. Jestem dumna z takich rękodzielników-artystów jak Ty. Cieszy mnie Twoja pasja i to, że nie marnujesz życia, pracując ciężko dla zysku korpo. Mimo, że państwo trudnia życie przedsiębiorcom, walcz! Ja sama zamierzam otworzyć swoją pracownię w przyszłym roku (nie-ceramiczną:). Plan jest taki, że jak nie wypalą dotacje, będę działać w ramach inkubatorów przedsiębiorczości: nie płacę składek ZUS, ale działam i legalnie sprzedaję.
Dziękuję Ci za artykuł, jest bardzo inspirujący. Oby wena nigdy Cię nie opuściła!
@Dominika dzbanek nie ma ucha, bo ucho nie jest potrzebne. Górna część dzbanka nie jest gorąca, bo siedzi w niej sitko i ciepły napój nei dochodzi tak wysoko. A skoro nie jest potrzebne, to nie powinno go być. Bez niego dzbanek jest prostszy, szlachetniejszy. A Slowpresso ma takie być: proste, funkcjonalne, minimalistyczne 🙂
@Agata dziękuję bardzo! Trzymam kciuki za Twoją pracownię, podeślij namiary jak już będzie. Powodzenia!
Bardzo dziękuję za ten wpis. Właśnie planuję założyć pracownię ceramiczną i trochę się bałam, tym bardziej że rodzina mnie trochę zbija z tropu i straszy. Na razie wspiera mnie mąż, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Teraz i ty dałaś mi wsparcie. Małymi krokami stworzę to o czym marzę korzystając z twoich rad.
@Iwona trzymam kciuki. Konsekwencja i skupienie i wszystko jest możliwe 🙂
Witam , upór i konsekwencja godna podziwu . Gretuluję . Jestem rzeźbiarzem z zawodu i formierzem , mam własną pracownię ceramiczną i wiem ile czasu wymaga wytworzenie czegoś nowego . Jeśli mogę z doświadczenia podpowiedzieć polecam do zbytu poszukać hurtownika . Przy jednym dobrym sprzedawcy mała pracownia bardzo dobrze może prosperować . Pozdrawiam Mariusz . SUKCESÓW
@Mariusz dziękuję za ten komentarz. Faktycznie hurtownik ma sens i chyba mało pracowni tak robi. Choć na wczesnym etapie sprzedaż bezpośrednia jest dobra, bo dostaje się dużo informacji o potrzebach klientów. Pozdrawiam i też życzę powodzenia!
Dzięki za podzielenie się sobą 🙂 dodałaś mi wiary, właśnie drukuję twój artykuł i wieszam na ścianie mojej nowo otwartej pracowni!!!
Powodzenia!
Iwona dzięki za ten komentarz! Właśnie dałaś mi motywacyjnego kopa, żeby napisać kolejny artykuł o moich doświadczeniach i przygodach. Życzę powodzenia z pracownią, jeśli masz już jakieś miejsce w sieci, to koniecznie podeślij linka, będę śledzić.
Czarno na białym wylozylas wszystko czego nie robię … ale dojrzewam
Małgorzata powodzenia, ważne, że nauka nie idzie w las 😉
A ja właśnie odeszłam z pracy, po 16 latach i zamierzam otworzyć pracownie terapii zajeciowej i ceramiki:)) Przypadkiem natrafiłam na twój artykuł i dziękuję ci za niego:) Moja decyzja nie znajduje akceptacji w najbliższym otoczeniu dlatego chwilami tracę wiarę i szukam wsparcia:) Lubię jak się komuś coś udaje:) i mam wrażenie, że czerpie teraz energię z twojego sukcesu:) mam nadzieje, że ci jej nie ubędzie:))
Ooo, Lidia. Mocno trzymam kciuki! To jest trudny moment. Ale gratuluję decyzji, nie wiesz co z niej wyniknie, ale możesz sobie powiedzieć „przynajmniej próbowałam”. Ps. Dobrze jest czerpać energię od innych, ja też to ciągle robię, inaczej bym już dawno padła.